środa, 23 maja 2012
sobota, 19 maja 2012
(Modlitwa przed przystąpieniem do pracy nad ikoną św. Trójcy)
Panie mój! Trójjedyne Światło!
Podnosząc rękę do wyrażenia Twojego Pokoju doświadczam nędzy mojej grzeszności. Niech będzie w niebie wybaczona pycha słabego stworzenia, w której ośmielam się prosić o łaskę stanięcia przed Majestatem Tronu Najwyższej Miłości, nie nazwanej ludzkim słowem. Nigdy nie dostąpię tu na ziemi mądrości aby ogarnąć Ciebie ani inteligencji żeby przeniknąć Twoją tajemnicę, ani pokoju aby bez lęku stanąć przed Tobą, w Trójcy jedyny Boże!
Dlatego w słabości mojej proszę najpokorniej: Weź moją dłoń i zanieś ją na Górę Przemienienia. Daj jej prowadzenie aby w całkowitej zgodności i zespoleniu z Twoją mocą i Twoją świętą wolą wyraziła to, co w Twojej hojności gotów jesteś dopuścić i zesłać. Kieruj duszą i ciałem sługi Twego aby mógł godnie oddać widzialny znak niewidzialnego. Proszę o cud otwarcia nieba i o światło na tą samotną drogę powstawania z prochu ziemi do jasności Twojej Prawdy. Nie mam talentu ani mocy. Nie mam warunków godnych tej pracy. Mam jedynie wolę trwania przy Tobie i wkonywania Twoich poleceń. Mam ją od Ciebie, wylaną na Chrzcie Świętym, w obecności mojego patrona, św. Andrzeja, męczennika, do którego wstawiennictwa teraz się uciekam. Niech to, co ma przyjąć drzewo, zajaśnieje ku chwale, radości i upiększeniu Twojego Świętego Kościoła. Amen.
Panie mój! Trójjedyne Światło!
Podnosząc rękę do wyrażenia Twojego Pokoju doświadczam nędzy mojej grzeszności. Niech będzie w niebie wybaczona pycha słabego stworzenia, w której ośmielam się prosić o łaskę stanięcia przed Majestatem Tronu Najwyższej Miłości, nie nazwanej ludzkim słowem. Nigdy nie dostąpię tu na ziemi mądrości aby ogarnąć Ciebie ani inteligencji żeby przeniknąć Twoją tajemnicę, ani pokoju aby bez lęku stanąć przed Tobą, w Trójcy jedyny Boże!
Dlatego w słabości mojej proszę najpokorniej: Weź moją dłoń i zanieś ją na Górę Przemienienia. Daj jej prowadzenie aby w całkowitej zgodności i zespoleniu z Twoją mocą i Twoją świętą wolą wyraziła to, co w Twojej hojności gotów jesteś dopuścić i zesłać. Kieruj duszą i ciałem sługi Twego aby mógł godnie oddać widzialny znak niewidzialnego. Proszę o cud otwarcia nieba i o światło na tą samotną drogę powstawania z prochu ziemi do jasności Twojej Prawdy. Nie mam talentu ani mocy. Nie mam warunków godnych tej pracy. Mam jedynie wolę trwania przy Tobie i wkonywania Twoich poleceń. Mam ją od Ciebie, wylaną na Chrzcie Świętym, w obecności mojego patrona, św. Andrzeja, męczennika, do którego wstawiennictwa teraz się uciekam. Niech to, co ma przyjąć drzewo, zajaśnieje ku chwale, radości i upiększeniu Twojego Świętego Kościoła. Amen.
poniedziałek, 14 maja 2012
Pneumatofora
Pneumatofora... czyli Matka Boża niosąca Ducha Świętego. Ikona powstała na początku lat 80. w Pracowni Karmelu Miłości Miłosiernej Braci Trapistów z Tibhirine. Nie jest więc ikoną kanoniczną wg starego stylu. Została napisana jako rezultat medytacji nad tekstami św. Maksymiliana Kolbe. Widział w Maryi autentyczną ikonę Ducha Świętego.
Prawosławny teolog Sergiej Bułgakow napisał: "Są możliwe i pojawiają się nowe ikony, o nowej treści. Życie Kościoła nigdy nie wyczerpuje się przeszłością, ma teraźniejszość i przyszłość, zawsze będąc kierowanym przez Ducha Świętego. (...) Jest tylko problem czy pojawi się odwaga twórcza i natchnienie, aby pojawiły się nowe ikony"
Możesz nabyć tą ikonę i wesprzeć pieszą pielgrzymkę...
>>> http://pracowniahermeneia.blogspot.com/2013/12/matka-boza-pneumatofora-pomoze-w.html
>>> http://pracowniahermeneia.blogspot.com/2013/12/matka-boza-pneumatofora-pomoze-w.html
sobota, 12 maja 2012
Czwartek i piątek u św. Jakuba w Warszawie
Na ostatnich zajęciach ćwiczyliśmy rozjaśnianie Oblicza. Praca temperą wymaga wyczucia farby i pędzla żeby kolejne warstwy rozjaśnień dawały efekt światła. Półprzezroczyste właściwości tempery kładzionej półsuchym pędzlem dało efekt... Bez modlitwy, bez obecności Ducha Świętego - nie udało by się. Pracę kończyły bliki - cienkie kreseczki ochry z bielą - rozbłyski Bożej Obecności.
Odwzorowywaliśmy wiernie jeden i ten sam podlinnik, mimo to każda twarz okazała się inna...
Odwzorowywaliśmy wiernie jeden i ten sam podlinnik, mimo to każda twarz okazała się inna...
piątek, 11 maja 2012
środa, 9 maja 2012
Matka Częstochowska i chłopiec z Nikaragui
Mail, który przyszedł wczoraj...
Drogi Romanie,
Pozdrawiam Cię serdecznie. To ja jestem tym misjonarzem dla którego pisałeś ikonę Matki Bożej Częstochowskiej. Dziękuję. Za modlitwę i pracę. Przyjechala w bardzo ważnym i niesamowitym momencie bo w wigilie Święta Bożego Miłosierdzia i jednocześnie głębokiego bardzo doświadczenia duchowego, jakie Pan Bóg mi w tym czasie podarował. Na potwierdzenie przyjechała do mnie Matka Boża i przywiozla Jezusa w tej ikonie. Dziękuję. To bardzo ważne dla mnie, taki ważny moment, znak i potwierdzenie czegoś bardzo istotnego. Długo by opowiadać...
Kończe teraz studia w Rzymie z duchowości i wracam do Ameryki Srodkowej, gdzie pracowałem przez ostatnich 10 lat. Matka Boza z Czestochowy towarzyszy mi bardzo na mojej drodze. Tam na Jasnej Górze wiele się wydarzylo w moim życiu już w dzieciństwie i mlodosci. Matka Boża wie...
Po święceniach dała mi tę łaskę odprawić i przewodniczyć jednej z pierwszych
Eucharystii w moim życiu. Tam, własnie przy Jej obrazie, przy tym oltarzu. Na prymicje dostałem Jej ikonę, którą zabrałem do Nikaragui. Przed wyjazdem z misji na studia do Rzymu przychodził do mnie może 12 letni chłopiec z bardzo biednej rodziny i prosił, aby poswięcić ich nowy dom, który wybudowaliśmy dla nich wraz z Caritasem jako projekt dla najuboższych. Widziałem wielką wiarę u tego chlopaka. Podarowałem mu wlaśnie tę ikonę i wytlumaczyłem wszystko. Najpiękniejsze bylo widzieć jego oczy, twarz, które nie umiały słowami wypowiedzieć radosci, wdzięczności i szczęścia. Wzruszyłem sie gdy ich żegnałem. Wiem, ze ten chlopak już będzie z Nią szedł przez cale życie a Matka Boża będzie go prowadziła. Teraz ja ucieszylem sie tak samo jak on tamtego dnia, kiedy zupelnie niespodziewanie otrzymalem tą samą ikonę, którą dla mnie napisaleś wraz z modlitwą. Nie umiem wyrazić tego slowami.
Odpowiedziałem:
Witaj :) zawsze zaskakuje mnie gdy słyszę jakie łaski Matka Boża przynosi dla nas i w jakich momentach, choć przecież wiem, że stale jest blisko i cały czas ma nas pod matczyną opieką, jak to mama. Historia z ikoną, o której napisaleś jest niezwykla... i piękna. Ja sam mam rownież wielkie nabożenstwo do naszej Pani Częstochowskiej. Wykonanie Jej ikony nie jest łatwe, bo światło z Jej oblicza splywa tak delikatnie, jakby zacierały się granice światła i cienia. Gdy myślę, że będziesz z Nią pielgrzymował, przypomina mi się, że dla mnie jest Ona stale opiekunką w drodze. Odkąd poszła "z pośpiechem w góry" do swojej kuzynki do Ein Karem, stale towarzyszy pielgrzymom. W każdym nocnym obrazie nieba na mojej drodze przez Palestynę bylo Jej spojrzenie. Zastanawiałem się o czym myślala gdy w nocy patrzyła w gwiazdy... Terazn towarzyszy tobie i obaj wiemy, ze Ona nie opusci nas nigdy. Zawsze prowadzi do Syna, na spotkanie Pełni. Pielgrzymować to znaczy przekraczać tą granicę niewiary, którą Ona przekroczyla jako pierwsza. Niech cię prowadzi i otula płaszczem matczynej opieki!
Z modlitwa,
Roman
Po raz pierwszy spotkałem Ją w powieści Romana Brandstaettera. Wcześniej była tylko postacią z obrazów lub kościelnych fresków, raz pucołowata z oczami wzniesionymi w górę, innym razem bardzo smutna albo lekko zezująca. Brandstaetter wymalował Jej obraz w mojej wyobraźni jako zachwycająco pięknej, skromnej i szlachetnej żydowskiej dziewczyny, która bez wahania rzuciła się w otchłań nadludzkiego wyzwania. Fascynowała mnie odwaga, czystość i bezkompromisowość Jej postawy. Widziałem jak jej stopy obute w skórzane sandały podnoszą kurz z drogi, gdy wyrusza z radością w góry, sama, w kilkudniową podróż do swojej kuzynki do El Kareim.
Piękno Maryi biło nie tylko z jej rysów, ale z niezwykłej szlachetności i z intrygującej tajemnicy, której nie rozumiałem, ale która pociągałą mnie z wielką mocą.
Zacząłem podświadomie szukać obrazu Maryi w rzeczywistym świecie. Chciałem Ją sobie zmaterializować, ujrzeć Ją własnymi oczami. Moja wyobraźnia, której wtedy brakowało wiary, domagała się obrazu. Zmysł wzroku wyruszył na poszukiwania. Błąkając się po kościołach wodziłem oczami po obrazach i figurach, tęskniłem i szukałem. Poszukiwania Maryi były częścią moich większych poszukiwań, które odbywałem po omacku, często upadając albo zatrzymując się gdy traciłem Ją z oczu, wtedy zapominając o Niej zastygałem unieruchomiony pozornie udanym życiem, ale tęsknota odzywała się gdy przychodził kolejny upadek. W końcu trafiłem do świata prawosławnych ikon.
- Ikona nie jest obrazem widzialnej rzeczywistości, nie przedstawia świata, który znamy. – Mówił na zajęciach z pisania ikon ojciec Jacek, jezuita.
- Rysy postaci, symbole i kolory nie dają nic gotowego naszym oczom, mają nas tylko prowadzić do świata ukrytego ZA ikoną. Ikona jest tylko oknem, które łaska Boga otwiera dla nas na niebieskie królestwo.
Maryja z prawosławnych ikon nie była jednak Tą, której szukałem. Wydłużone rysy, mocny obrys brwi, wąski, nieproporcjonalny nos. Spotykałem osoby, które z zachwytem spoglądały na ikonowe wizerunki Madonny, ale To nie była moja piękna, skromna i nieludzko odważna dziewczyna, której szukałem.
Ojciec Jacek wyjaśniał, że kanon pisania ikon celowo narzuca wydłużone, nienaturalne proporcje i odwróconą perspektywę. Nie ma tu światłocieni i wszystkich technik, których używa malarstwo zachodnie. “Nikt nie widział Boga” dlatego ikona nie jest próbą uchwycenia Go. Ikona nie jest piękna na ludzki sposób. Nie może dawać pociechy zmysłom, bo te łatwo oszukać. Ikony nie mają być podziwiane, dlatego nie lubią wystaw. Ikona służy do modlitwy.
Rozumiałem to, ale gdzieś w głębi duszy i tak wierzyłem, że kiedyś Ją spotkam. Moją Maryję.
Stało się to w małym miasteczku w Toskanii, którego nazwy nie zapamiętałem, w jednym z franciszkańskich kościołów. Ujrzałem Ją w bocznym ołtarzu. Znieruchomiałem w zachwycie bo od razu wiedziałem, że to Ona.
Chcąc stworzyć obraz piękna absolutnego i okazać aniołom i ludziom moc swojej boskiej sztuki Bóg uczynił Maryję najpiękniejszą ze wszystkiego co powołał do istnienia. Ponownie połączył w niej piękno, które rozdzielił wszystkim stworzeniom i uczynił Ją wspólną ozdobą wszystkich bytów widzialnych i niewidzialnych, a raczej połączył w Niej całą doskonałość boską, anielską i ludzką, najdelikatniejsze piękno, ozdobę dwóch światów, podnosząc się z ziemi do nieba i zstępując w dół…
Była to kopia ikony Matki Boskiej Włodzimierskiej, stworzonej przez anonimowego ikonopisa w XII wieku, w czasach panowania dynastii Komnenów, w okresie największego rozkwitu ikonografii bizantyjskiej.
Stałem oniemiały i wparywałem się w piękno, które przekraczało wszelkie ludzkie kanony. Utkane liniami transcendencji nowego stworzenia, całkowicie przebóstwionego, oblicze pełne niebiańskiego majestatu zawierało jednocześnie całą kruchość istoty ludzkiej. Oblicze Maryi było wydłużone, szlachetny, długi nos, delikatnie zarysowane usta, wąskie, duże, ciemne oczy pod łukowatymi rzęsami, które rzucały prawie niewidoczny cień czyniąc spojrzenie zasmuconym i zatroskanym jednocześnie. Cień rzęs sprawiał, że pogłębione źrenice zanurzały się w nieuchwytnej dla mojego spojrzenia głębi, a dalej była już tajemnica Matki Boga, niedostępna dla mnie.
I wtedy poczułem wstyd. Spuściłem oczy, bo poczułem, że nie mam prawa do tych zachwytów, że moje poszukiwania były przejawem pychy i braku wiary. Maryję dostrzegały teraz tylko moje oczy, które tworząc Jej wytęskniony obraz poddawały Ją moim zmysłom. Stojąc z opuszczonym wzrokiem przed ikoną Matki Boga przepraszałem Ją za moją nieudolność, za przyziemność, która domagała się ziemskiego wizerunku od najczystszej z istot, niezrównanej i nieporównywalnej z niczym.
- Przecież jesteś o wiele piękniejsza od wszystkiego co stworzył człowiek – szeptałem w myślach.
Wtedy przypomniało mi się rozczarowanie i łzy Faustyny, gdy zobaczyła obraz Chrystusa namalowany na płótnie przez malarza.
– Kto Cię wymaluje tak pięknym, jaki jesteś naprawdę?
Chrystus odpowiedział:
- Nie w piękności pędzla i farby jest wielkość tego obrazu, tylko w mojej łasce.
Podniosłem jeszcze raz oczy na ikonę. Oczy Maryi niosły nieskończoną troskę, otaczały mnie opieką. To było Boże Miłosierdzie. Wstrząsnęła mną szalona miłość Boga do mnie i gdzieś w cichości duszy odpowiedziałem:
- Ty, który kochasz moją duszę….
Nie widziałem już ikony. Zagłębiałem się w tajemnicę przedwiecznego pragnienia Boga, aby stać się człowiekiem po to, żeby człowiek mógł złączyć się z Bogiem.
Drogi Romanie,
Pozdrawiam Cię serdecznie. To ja jestem tym misjonarzem dla którego pisałeś ikonę Matki Bożej Częstochowskiej. Dziękuję. Za modlitwę i pracę. Przyjechala w bardzo ważnym i niesamowitym momencie bo w wigilie Święta Bożego Miłosierdzia i jednocześnie głębokiego bardzo doświadczenia duchowego, jakie Pan Bóg mi w tym czasie podarował. Na potwierdzenie przyjechała do mnie Matka Boża i przywiozla Jezusa w tej ikonie. Dziękuję. To bardzo ważne dla mnie, taki ważny moment, znak i potwierdzenie czegoś bardzo istotnego. Długo by opowiadać...
Kończe teraz studia w Rzymie z duchowości i wracam do Ameryki Srodkowej, gdzie pracowałem przez ostatnich 10 lat. Matka Boza z Czestochowy towarzyszy mi bardzo na mojej drodze. Tam na Jasnej Górze wiele się wydarzylo w moim życiu już w dzieciństwie i mlodosci. Matka Boża wie...
Po święceniach dała mi tę łaskę odprawić i przewodniczyć jednej z pierwszych
Eucharystii w moim życiu. Tam, własnie przy Jej obrazie, przy tym oltarzu. Na prymicje dostałem Jej ikonę, którą zabrałem do Nikaragui. Przed wyjazdem z misji na studia do Rzymu przychodził do mnie może 12 letni chłopiec z bardzo biednej rodziny i prosił, aby poswięcić ich nowy dom, który wybudowaliśmy dla nich wraz z Caritasem jako projekt dla najuboższych. Widziałem wielką wiarę u tego chlopaka. Podarowałem mu wlaśnie tę ikonę i wytlumaczyłem wszystko. Najpiękniejsze bylo widzieć jego oczy, twarz, które nie umiały słowami wypowiedzieć radosci, wdzięczności i szczęścia. Wzruszyłem sie gdy ich żegnałem. Wiem, ze ten chlopak już będzie z Nią szedł przez cale życie a Matka Boża będzie go prowadziła. Teraz ja ucieszylem sie tak samo jak on tamtego dnia, kiedy zupelnie niespodziewanie otrzymalem tą samą ikonę, którą dla mnie napisaleś wraz z modlitwą. Nie umiem wyrazić tego slowami.
Odpowiedziałem:
Witaj :) zawsze zaskakuje mnie gdy słyszę jakie łaski Matka Boża przynosi dla nas i w jakich momentach, choć przecież wiem, że stale jest blisko i cały czas ma nas pod matczyną opieką, jak to mama. Historia z ikoną, o której napisaleś jest niezwykla... i piękna. Ja sam mam rownież wielkie nabożenstwo do naszej Pani Częstochowskiej. Wykonanie Jej ikony nie jest łatwe, bo światło z Jej oblicza splywa tak delikatnie, jakby zacierały się granice światła i cienia. Gdy myślę, że będziesz z Nią pielgrzymował, przypomina mi się, że dla mnie jest Ona stale opiekunką w drodze. Odkąd poszła "z pośpiechem w góry" do swojej kuzynki do Ein Karem, stale towarzyszy pielgrzymom. W każdym nocnym obrazie nieba na mojej drodze przez Palestynę bylo Jej spojrzenie. Zastanawiałem się o czym myślala gdy w nocy patrzyła w gwiazdy... Terazn towarzyszy tobie i obaj wiemy, ze Ona nie opusci nas nigdy. Zawsze prowadzi do Syna, na spotkanie Pełni. Pielgrzymować to znaczy przekraczać tą granicę niewiary, którą Ona przekroczyla jako pierwsza. Niech cię prowadzi i otula płaszczem matczynej opieki!
Z modlitwa,
Roman
Z moich starych zapisków...
Pisanie
ikony to współpraca z Duchem Świętym. Tylko w modlitwie można
doświadczyć owego prowadzenia, pójść na spotkanie Piękna i Prawdy, które
łącząc się w przestrzeni ikony otwierają piszącemu okno na świat Bożej
obecności.
Każda
ikona jest znakiem Obecności, widzialnym znakiem Niewidzialnego, jak
pisał w VII wieku św. Jan Damasceński z klasztoru Mar Saba na Pustyni
Judzkiej. Ikona nie nosi podpisu autora, każda jest cudowna i każda jest
inna, mimo że każda jest zawsze uobecnieniem Chrystusa, bo Matka i
święci Kościoła prowadzą tylko do Niego. Bóg przez wcielenie staje się
obrazem, odbiciem Praobrazu, pierwowzoru prawdziwego piękna i jedynej
prawdy. Jednak wśród ikon z którymi dotąd się zetknąłem jedna zajmuje
szczegóne miejsce.
Ikona
Matki Boskiej Częstochowskiej zawsze budziła mój szczególny szacunek i
chyba trudno wytłumaczalną bojaźń. Może to przez wieki modlitw przed
Jasnogórskim Wizerunkiem, ofiar prostych ludzi i wielkich osobistości,
przez oddawanie Matce Boga spraw po ludzku beznadziejnych, przez liczne
cuda płynące z bezgranicznego zawierzenia.
Gdy
skupić się na technicznej stronie wykonania ikony, obraz Madonny
Jasnogórskiej, mimo że tak dobrze znany, jest bardzo trudny do
wykonania. Pociemniały werniks sprawia, że światło wydobywa się
z oblicza Maryi i Syna w zaskakujący sposób, rozkładając się
delikatnie, jakby płynąc i przechodząc na patrzącego. Prawa dłoń Maryi,
wolna, jakby złożona na piersi, jednocześnie wskazuje Syna i gestem
zaproszenia pokazuje drogę. Ten typ zobrazowania Maryi to Hodegetria -
wskazująca drogę. Jezus spoczywa na lewym ramieniu Matki trzymając
zamkniętą Księgę i unosi prawą dłoń w geście błogosławieństwa. Jego
wzrok nie spoczywa na Matce ani nie kieruje się wprost na patrzącego,
jest jakby zwrócony do wewnątrz, może zapatrzony w męczeńską przyszłość?
Wykonanie
ikony Matki Boskiej Częstochowskiej zamówiła osoba pragnąca obdarować
nią misjonarza, werbistę udającego się do Ameryki Łacińskiej. Mimo
kilkuletniego doświadczenia i wykonanych blisko stu prac, po raz
pierwszy miałem zmierzyć się z ikoną Matki Boskiej Częstochowskiej.
Wszystko w Jej obliczu jest tak mało określone, tak nieuchwytne, jakby
granice światła i cienia zostały usunięte, jakby kolory, linie i
kształty zatarły się specjalnie po to, żebym pisząc ikonę nie szukał
gotowych form do prostego naśladowania, tylko zdał się na prowadzenie,
tak jak Ona, gdy powiedziawszy "fiat" "wyruszyła z pośpiechem w góry".
Ikona
powstaje przez zdanie się na prowadzenie Ducha Świętego. Podczas
modlitwy, która temperą dotyka lipowej deski, święte Oblicze ukazuje
się stopniowo "wychodząc" spod mojej dłoni, ale jednocześnie to ja
jestem na nowo stwarzany przez powstającą ikonę. Ikona "pisze" mnie
nowego. Przewodniczką w tej drodze do Syna jest Matka, która zawze
pokazuje kierunek.
Patronka pielgrzymowania. Patronka najtrudniejszych misji.
Przypomniało mi się moje pierwsze spotkanie z Maryją. Było to na pielgrzymce...
Po raz pierwszy spotkałem Ją w powieści Romana Brandstaettera. Wcześniej była tylko postacią z obrazów lub kościelnych fresków, raz pucołowata z oczami wzniesionymi w górę, innym razem bardzo smutna albo lekko zezująca. Brandstaetter wymalował Jej obraz w mojej wyobraźni jako zachwycająco pięknej, skromnej i szlachetnej żydowskiej dziewczyny, która bez wahania rzuciła się w otchłań nadludzkiego wyzwania. Fascynowała mnie odwaga, czystość i bezkompromisowość Jej postawy. Widziałem jak jej stopy obute w skórzane sandały podnoszą kurz z drogi, gdy wyrusza z radością w góry, sama, w kilkudniową podróż do swojej kuzynki do El Kareim.
Piękno Maryi biło nie tylko z jej rysów, ale z niezwykłej szlachetności i z intrygującej tajemnicy, której nie rozumiałem, ale która pociągałą mnie z wielką mocą.
Zacząłem podświadomie szukać obrazu Maryi w rzeczywistym świecie. Chciałem Ją sobie zmaterializować, ujrzeć Ją własnymi oczami. Moja wyobraźnia, której wtedy brakowało wiary, domagała się obrazu. Zmysł wzroku wyruszył na poszukiwania. Błąkając się po kościołach wodziłem oczami po obrazach i figurach, tęskniłem i szukałem. Poszukiwania Maryi były częścią moich większych poszukiwań, które odbywałem po omacku, często upadając albo zatrzymując się gdy traciłem Ją z oczu, wtedy zapominając o Niej zastygałem unieruchomiony pozornie udanym życiem, ale tęsknota odzywała się gdy przychodził kolejny upadek. W końcu trafiłem do świata prawosławnych ikon.
- Ikona nie jest obrazem widzialnej rzeczywistości, nie przedstawia świata, który znamy. – Mówił na zajęciach z pisania ikon ojciec Jacek, jezuita.
- Rysy postaci, symbole i kolory nie dają nic gotowego naszym oczom, mają nas tylko prowadzić do świata ukrytego ZA ikoną. Ikona jest tylko oknem, które łaska Boga otwiera dla nas na niebieskie królestwo.
Maryja z prawosławnych ikon nie była jednak Tą, której szukałem. Wydłużone rysy, mocny obrys brwi, wąski, nieproporcjonalny nos. Spotykałem osoby, które z zachwytem spoglądały na ikonowe wizerunki Madonny, ale To nie była moja piękna, skromna i nieludzko odważna dziewczyna, której szukałem.
Ojciec Jacek wyjaśniał, że kanon pisania ikon celowo narzuca wydłużone, nienaturalne proporcje i odwróconą perspektywę. Nie ma tu światłocieni i wszystkich technik, których używa malarstwo zachodnie. “Nikt nie widział Boga” dlatego ikona nie jest próbą uchwycenia Go. Ikona nie jest piękna na ludzki sposób. Nie może dawać pociechy zmysłom, bo te łatwo oszukać. Ikony nie mają być podziwiane, dlatego nie lubią wystaw. Ikona służy do modlitwy.
Rozumiałem to, ale gdzieś w głębi duszy i tak wierzyłem, że kiedyś Ją spotkam. Moją Maryję.
Stało się to w małym miasteczku w Toskanii, którego nazwy nie zapamiętałem, w jednym z franciszkańskich kościołów. Ujrzałem Ją w bocznym ołtarzu. Znieruchomiałem w zachwycie bo od razu wiedziałem, że to Ona.
Chcąc stworzyć obraz piękna absolutnego i okazać aniołom i ludziom moc swojej boskiej sztuki Bóg uczynił Maryję najpiękniejszą ze wszystkiego co powołał do istnienia. Ponownie połączył w niej piękno, które rozdzielił wszystkim stworzeniom i uczynił Ją wspólną ozdobą wszystkich bytów widzialnych i niewidzialnych, a raczej połączył w Niej całą doskonałość boską, anielską i ludzką, najdelikatniejsze piękno, ozdobę dwóch światów, podnosząc się z ziemi do nieba i zstępując w dół…
Była to kopia ikony Matki Boskiej Włodzimierskiej, stworzonej przez anonimowego ikonopisa w XII wieku, w czasach panowania dynastii Komnenów, w okresie największego rozkwitu ikonografii bizantyjskiej.
Stałem oniemiały i wparywałem się w piękno, które przekraczało wszelkie ludzkie kanony. Utkane liniami transcendencji nowego stworzenia, całkowicie przebóstwionego, oblicze pełne niebiańskiego majestatu zawierało jednocześnie całą kruchość istoty ludzkiej. Oblicze Maryi było wydłużone, szlachetny, długi nos, delikatnie zarysowane usta, wąskie, duże, ciemne oczy pod łukowatymi rzęsami, które rzucały prawie niewidoczny cień czyniąc spojrzenie zasmuconym i zatroskanym jednocześnie. Cień rzęs sprawiał, że pogłębione źrenice zanurzały się w nieuchwytnej dla mojego spojrzenia głębi, a dalej była już tajemnica Matki Boga, niedostępna dla mnie.
I wtedy poczułem wstyd. Spuściłem oczy, bo poczułem, że nie mam prawa do tych zachwytów, że moje poszukiwania były przejawem pychy i braku wiary. Maryję dostrzegały teraz tylko moje oczy, które tworząc Jej wytęskniony obraz poddawały Ją moim zmysłom. Stojąc z opuszczonym wzrokiem przed ikoną Matki Boga przepraszałem Ją za moją nieudolność, za przyziemność, która domagała się ziemskiego wizerunku od najczystszej z istot, niezrównanej i nieporównywalnej z niczym.
- Przecież jesteś o wiele piękniejsza od wszystkiego co stworzył człowiek – szeptałem w myślach.
Wtedy przypomniało mi się rozczarowanie i łzy Faustyny, gdy zobaczyła obraz Chrystusa namalowany na płótnie przez malarza.
– Kto Cię wymaluje tak pięknym, jaki jesteś naprawdę?
Chrystus odpowiedział:
- Nie w piękności pędzla i farby jest wielkość tego obrazu, tylko w mojej łasce.
Podniosłem jeszcze raz oczy na ikonę. Oczy Maryi niosły nieskończoną troskę, otaczały mnie opieką. To było Boże Miłosierdzie. Wstrząsnęła mną szalona miłość Boga do mnie i gdzieś w cichości duszy odpowiedziałem:
- Ty, który kochasz moją duszę….
Nie widziałem już ikony. Zagłębiałem się w tajemnicę przedwiecznego pragnienia Boga, aby stać się człowiekiem po to, żeby człowiek mógł złączyć się z Bogiem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)