sobota, 30 czerwca 2012

To było nasze przedostatnie spotkanie dwóch grup przy kościele św. Jakuba w Warszawie w tej edycji warsztatów ikonopisania. Kończyliśmy rozświetlenia Oblicza i dobieraliśmy kolor tła i ramki. Teraz czas na podpis ikony czyli chrystogram ICXC oraz wpisane w nimb krzyżowy trzy greckie litery: "omega", "omikron" i "ni" oznaczające hebrajskie JHWH czyli "Jestem". Tak po kilku miesiącach naszych spotkań pod gościnnym dachem św. Jakuba przed każdym z uczestników warsztatów pojawiło się oblicze Chrystusa Pantokratora. W przyszłym tygodniu w piątek 6-go lipca na mszy o godz. 19.00 odbędzie się uroczyste poświęcenie ikon z wykorzystaniem elementów rytu grekokatolickiego.

Poniżej kika zdjęć z naszego ostatniego spotkania.


Ikona Doroty powstawała w indywidualnym trybie - 30 czerwca po poświęceniu na lotnisku Okęcie poleciała z nią w bagażu podręcznym do Zambii, gdzie przez miesiąc Dorota będzie pracowała z dziećmi ulicy jako wolontariusz Misji oo. Salezjanów. Pragnie podarować ikonę swoim podopiecznym. Mamy nadzieję że po powrocie z Afryki, na naszym kolejnym spotkaniu opowie nam swoją "gorącą" historię.
Niech cię błogosławi i strzeże wszechmocny Bóg, władca wszechświata, Pantokrator!


Mimo że wszystkie ikony powstawały z tego samego wzorca (podlinnika)- każda była inna.

Tutaj wszystko pojawia się w swoim czasie

Nasze spotkania to czas pracy ale przede wwzystkim modlitwy

Połączyła nas święta czynność tworzenia świętych wizerunków. Po wakacjach spotkamy się znowu. Na zajęciach II stopnia pochylimy się nad ikoną Matki Bożej.


piątek, 29 czerwca 2012

Przyszedł...

Przyszedł do mnie w dniu urodzin.
Przyniósł wiele radości!
Tak mała forma ikonowa wymaga wiele wiele staranności i cierpliwości.
Aniu dziękuję!



czwartek, 21 czerwca 2012

Archanioł Michał

Wczoraj pracowałem nad ikoną Archanioła Michała. To był trudny dzień, zanurzony w duchowej mgle. Oblicze pojawiło się szybko, wyraziste, poważne, oczy spojrzały na mnie jeszcze z mocą: "Któż jak Bóg!" - ale po chwili nie czułem już żadnych uniesień aniradosnych poruszeń duszy. Czułem żal i opuszczenie, ale pracowałem dalej, niemal mechanicznie, mimo ponawianych modlitw. Nie potrafiłem już oddać skrzydeł. Zwykle nie sprawiają mi kłopotów skrzydła archaniołów - rozświetlone atrybuty mocy anielskiej, pierzaste potężne narzędzia heroldów Słowa. Teraz zatrzymałem się w pracy nie mogąc dalej zrobić kroku, zostałem z tym utkwionym we mnie spojrzeniem: on bez skrzydeł, ja bez siły na kolejny krok. Odstawiłem pracę nad ikoną.
Akurat tego dnia spotkałem się ze znajomą, która przyszła na spotkanie chyba tylko po to żeby wypalić do mnie: "Ja nie wierzę". Znając jej historię czułem jak dramatyczne jest to wyznanie. Zapytała: "Znasz kogoś, kto NAPRAWDĘ wierzy w Niepokalane Poczęcie, w Zmartwychwstanie?
Wracając miałem w głowie pytanie: "Kto NAPRAWDĘ wierzy?..." Uczciwość tak postawionego pytania była usprawiedliwieniem jego niemal świętokradczego brzmienia.
Mój anioł nie miał tego dnia skrzydeł, a ja czułem tylko pustkę. Jednak gdzieś na dnie tej niemocy było coś jeszcze, jakby odrzucony element, nie pasujący teraz do reszty, jakby stworzony z tej pustki ale będący czymś innym niż ona sama, może nawet jej przeciwieństwem. Stanąłem jak kiedyś Maria Magdalena przed pustym grobem i siniej niż kiedykowlwiek zdałem sobie sprawę, że wiara przychodzi z zewnątrz, jest łaską, darem, a więc niczym zasłużonym czy wypracowanym. I tak samo może odejść. W każdej chwili. Czy wtedy, bez niej, zostajemy sami? Ostatnim wysiłkiem woli próbowałem podnieść ten odrzucony element z dna beznadziei. Pustka Grobu. "Czy Jezus zmartwychwstał?". Pokazała mi artykuł pewnego agnostyka, znanego badacza Całunu Turyńskiego, który podczas wieloletnich badań nie znalazł w nim dowodów na fałszerstwo, ale stwierdza, że sam fakt zmartwychwstania nie zaistniał. Owszem, wizerunek odbił się na płótnie w niewyjaśniony dla nauki sposób, ale to nie dowód, że ciało "wyparowało do nieba". Ten wizerunek na płótnie według autora był tym, co zobaczyli potem apostołowie jako objawienie Jezusa w spotykanych ludziach: w drodze do Emaus, nad Jeziorem Galilejskim, w Wieczerniku. Po prostu silnie zasugerowali się obrazem. Przypomniała mi się przypowieść z Ewangelii, gdy bogacz po śmierci prosi Boga, aby choć swych synów mógł ostrzec jakimś znakiem żeby uwierzyli i w swoim życiu nie szli na zatracenie. To daremne - odpowiada Bóg - w żaden znak nie uwierzą.
Znałem ten naukowy redukcjonizm ateistów, sprowadzanie tajemnicy bytu do opisanych wzorami fizycznych zjawisk, a człowieka do psychologicznych czy biochemicznych procesów. Jednak teraz ciężar tych pytań przytłoczył mnie. Jeszcze raz spróbowałem chwycić się tego samotnego, utkanego z pustki elementu, który przecież nie był żadnym poważnym argumentem. Czym był zatem?

W domu spojrzałem znowu na mojego archanioła. Postanowiłem zamalować srzydła złotem. Po chwili biły blaskiem. Złoto w ikonografii to kolor Bożej chwały. Pstanowiłem na razie tak je zostawić, nie potrafiłem zrobić nic więcej.

Otworzyłem książkę "Za pięć godzin zobaczę Jezusa". Są to listy pisane do 6-letniej córki z więziennej celi przez młodego Francuza, Jaquesa Fescha, skazanego w latach 50-ych we Francji na zgilotynowanie za przypadkowe zabójstwo policjanta podczas próby obrabowania kantoru. Skazany na śmierć nawraca się w celi śmierci i pragnie zostawić córce po sobie świadectwo swojej wiary. Niedawno rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny.

"Stwierdzam, że ateiści są często bardziej przekonywający i logiczni (niż wierzący), bo pozostają w sferze bardzo konkretnej, którą rozum może łatwo ogarnąć. Jeśli wierzący tkwi na tej samej płaszczyźnie, wysuwa argumenty równie przekonywające, lecz zupełnie bezowocne. Zmuszony jest zatem wniknąć w dziedzinę niedostępną rozumowi. Tam nieuchronnie zacznie posługiwać się argumentami, które ogółowi śmiertelnych wydadzą się szalone i zbyt sentymentalne. jeśli chciałoby się streścić wrażenia człowieka wierzącego, którego oświeca łaska, należałoby użyć słów: obecność, ciepło, światło, słodycz, powaga..., słów, które nie są odkrywcze dla kogoś, kto nie widzi.
Myślę, że można sobie wyobrazić ziemię i niebo jako płaszczyznę pełną garbów i dziur. Ukazana nam jest tylko jedna strona. W momentach obecności, gdy łaska oświeca duszę, może ona przez chwilę zerknąć z drugiej strony płaszczyzny: wówczas widzi garby jako dziury i odwrotnie. Rozum nie ma w tej wizji żadnego udziału, rzeczywistość wlewa się w nas i dzieje się to w sposób nieopisany. A gdy wracamy na "normalną" stronę płaszczyzny, nie jesteśmy w stanie pojąć, a nawet dokładnie przypomnieć sobie tego, co właśnie widzieliśmy.
Pozostaje nam jedynie wspomnienie czegoś wspaniałego, czego intensywnie pragniemy, lecz czego sami z siebie posiąść nie możemy. Trudne jest już samo jasne wyłożenie abstrakcyjnych argumentów, gdy natomiast wykracza poza nie wiedza wlana, zakorzeniona poza czasem i przestrzenią, wówczas wszystko staje się absolutnie niemożliwe. A przecież, jeśli łaska ta jest nam dana, obraz nabiera prostoty i logiki. Królestwo Boże rzeczywiście jest w nas, dzieli nas od niego tylko zwykła zasłona. Tak bardzo jednak jesteśmy przyzwyczajeni do patrzenia za pomocą oczu i myślenia za pomiocą rozumu, że używamy ich automatycznie, aby próbować zrozumieć. I zasłona się nie podnosi. Jak ją zerwać? Jest tylko jeden sposób: miłość, pokora, oderwanie się od siebie, modlitwa i zaufanie Bogu. Nie starać się czegokolwiek zrozumieć, lecz z głębi serca wydobyć wołanie miłości i poddać się woli Boga.
Jest to zachwycające, gdyż największy analfabeta zdolny jest do tego wysiłku, który w niczym nie zależy od jego zdolności intelektualnych. Wiara jest darem, a św.Paweł mówi:
" Bóg lituje się nad kim chce i komu chce czyni miłosierdzie. Nie jest to więc dzieło tego, kto chce, ani kto się stara, lecz Boga, który okazuje miłosierdzie."

Teraz myślę, że Archanioł Michał, pogromca szatana i króla zwątpienia, udziela swych skrzydeł tym, którzy przez Boga zostali obdarowani miłością, a więc wiarą wbrew wszelkim przeciwnościom.